wtorek, 14 sierpnia 2012

Rozdział 2

Wreszcie rozdział 2 :) :

"Z życia Marleny"


Rozdział II
Marlena z Wiktorią zaczęły rozmawiać na temat, na który prawie każda dziewczyna rozmawia : o chłopakach. Wiki zaczęła:
-Wiesz podoba mi się taki jeden chłopak...
-Jaki, powiedz jaki...-przerwała zaciekawiona piętnastolatka.
-Ma na imię ... ma na imię Damian.
-Oh, to fantastycznie, że się w kimś zakochałaś :)
-Taak...-odpowiedziała smutnym głosem
-Dlaczego straciłaś humor ?
-Bo wiesz...on ma już dziewczynę. Widziałam jak się z nią całuje...
-Kogo?
-Tą wiesz... Paulinę z klasy 3d.Ona myśli, że jest najpiękniejsza na świecie i że ją każdy lubi, a jej "przyjaciółki" obgadują ja na okrągło. Słyszałam...
-...
-On mnie nawet nie zna i za pewne nigdy nie pozna.
-Będzie dobrze, zobaczysz.
-Może masz rację :) Teraz Twoja kolej.
-Okeej...Więc tak...Ma na imię Marek..taki śliczny niebieskooki blondyn...
-Uuu...Czuję, że będziemy mieć nową parę w szkole :D
-Nie, no coś Ty...co prawda, nie ma dziewczyny, ale...
-Ale co ...?
-Ja , to taka niezdarna dziewczyna, której nikt nie zauważy...
-Wcale nie, jesteś bardzo ładna i ...w takiej czekoladowookiej brunetce na pewno się ktoś zakocha. Może to nie będzie Marek, ale na pewno jakiś extra chłopak, który Ci się spodoba. Choć może to być nawet Marek.
-Ahh...abyś miała rację ;]
-Po długiej rozmowie nastolatki poszły na podwórko, aby pojeżdzić na deskorolkach .
Niestety podczas przejażdżki Marlena zaliczyła wpadkę. Wywaliła się. Miała dość głęboko rozciętą skórę w okolicach dłoni. Nie mogła powstrzymać bólu. Krew spływała na chodnik. W pewnym momencie , nie wiadomo skąd , pojawił się na miejscu zdarzenia , chłopak. Pomógł wstać dziewczynie. Zapytał :
-Nic Ci nie jest ? Jestem Marek.
Marlena wytrzeszczyła oczy, gdyż była bardzo zaskoczona widokiem jakiegokolwiek chłopaka.
-Nie, nic mi nie jest...Yyy...Miło mi. Ja mam na imię Marlena.
-Widzę, że bardzo krwawisz... Pojadę z Tobą do szpitala. Jest nie daleko. Tylko 4 przystanki stąd.
-Nie, nie trzeba. Naprawdę.
-Zawież ją. - Wtrąciła się Wiktoria patrząc na Marlenę z myślą : "Nie ma za co :)"
Marek podniósł Marlenę biorąc ją za rękę, a przyjaciółka wzięła jej deskorolkę. Wszyscy razem poszli na przystanek. Po ok. 5 - minutach zjawił się autobus. Kiedy byli już w pokoju doktora, doktor opatrzył jej ranę i zabandażował ją. Po wszystkim wrócili znów na osiedle. Gdy byli już pod domem Wiki, dziewczyna się z nimi pożegnała, oddała deskorolkę i weszła do domu. Nastolatkowie poszli dalej. Marlena odezwała się do Marka:
- Dziękuję Ci
-Nie, to ja dziękuję.
-Za co ?
- Za to, że mogłem poznać taką uroczą dziewczynę jak Ty... Przepraszam, poniosło mnie ...
-Nie ma sprawy  - powiedziała uśmiechając się
-A i czy mógłbym prosić Cię o numer telefonu ?
-Yyy...jasne.
Brunetka podała numer chłopakowi.
Szli dalej, a Marek ciągną rozmowę:
-Nigdy nie widziałem, aby dziewczyny jeżdziły na deskorolce.
-Wiem, ale ja i Wika to takie...skateciary...nie lalunie... wiesz, wolę trampki niż szpilki ...
-Rozumiem, jesteście oryginalne ;)
-hhahahahaha, można tak powiedzieć...
-Przyjażnicie się?
-Kto? Ja i Wiki ?
-Tak
-Tak, przyjażnimy się od pierwszej klasy podstawówki:) A Ty masz przyjaciela od "małego"?
-Jasne,ma na imię Damian.
-Fajnie mieć takiego przyjaciela, bo w końcu możesz na niego liczyć i na nim polegać ...
-Prawda, prawda... - powiedział zatrzymując się. Marlena również automatycznie się zatrzymała.
Popatrzył jej w oczy i powiedział:
-Jesteś taka...taka tajemnicza...
Marlena przygryzając wargę i jednocześnie uśmiechając się opuściła głowę i patrzyła na swoje trampki.
-Czemu tak uważasz?
-Bo...nie wiem..., masz takie oczy, jakbyś... nie wiem...jakbyś miała ukryte hobby czy coś.
Dziewczyna była zakłopotana. Było to widać po oczach. Bała się, że ktoś się dowie o jej ukrytej pasji.Wie tylko Wiki, jej rodzice i jej kuzynka Bella.
-Co Cię nie pokoii?
-Nic, muszę już iść. Dziewczyna stanęła na deskę i podjechała trochę i weszła do domu. Marek, śledząc ją wzrokiem, był zdziwiony jej zachowaniem. Sam poszedł do domu i obmyślał o co jej chodziło. Myślał ciągle o niej i o jej ukrytej pasji.
Kiedy Marlena weszła do domu , od razu pobiegła na górę, do pokoju. Popatrzyła na ekran komórki. Ujrzała godzinę 14.34
Pomyślała : " Jeszcze godzina, a będę wyjeżdżać z tatą na lotnisko..."
Włączyła muzykę : popatrzyła w lusterka i... zaczęła tańczyć. Czuła się jak w siódmym niebie. Jej nogi zachowywały się jakby były własnością najlepszej tancerki na świecie. Ona cała wydawała się wogle inną dziewczyną. Kiedy piosenka Justina się skończyła , nastolatka podeszła do okna i otworzyła balkon, gdyż było jej bardzo gorąco. Wzięła swoje duże słuchawki , podłączyła je do komórki i zaczęła słuchać muzyki.Jej głowa i noga machała się w rytmie muzyki. Tymczasem Marek  wrócił do domu, położył się na łóżku i o niej obmyślał. Postanowił wyjść na spacer. Szedł drogą, którą szedł razem z Marleną. W tym samym czasie brązowooka znów zaczęła tańczyć, lecz tym razem w wolniejszym rytmie, a dokładnie przy piosence .Okazało się, że sprawdza się nie tylko w hip-hop’ie, ale i w jazzie. Podczas tańca, Marek szedł dalej. Nagle usłyszał smutną piosenkę. Był tym zaciekawiony. Doszedł już z czasem skąd te głosy dochodzą. Dochodziły one z jej pokoju. Marek patrząc w balkon, a właściwie na tańczącą dziewczynę. Nie mógł uwierzyć własnym oczom. Ona taczy ! I to nie byle jak... Ona tańczy fantastycznie ! Chłopak uśmiechnął się samo do siebie i pobiegł do domu. Od razu wpadł do pokoju i wziął z biurka telefon komórkowy. Napisał do dziewczyny sms'a. Marlena znów popatrzyła na zegarek, godzina 15,22. "Muszę już zacząć się szykować." - pomyślała. Otworzyła szafę i wyciągnęła niezapinaną bluzę z kapturem kolory morskiego z napisem :"Skate". Założyła również niebieskie trampki. Brunetka usłyszała dżwięk sms'a. Przeczytała go:
-Hej Marlenka, to ja Marek. Ciągle myślę o Tobie. Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć co jest Twoją skrytą pasją ?
Pierwsza myśl dziewczyny po przeczytaniu wiadomości : „ Marlenka? Myślę o Tobie?”
-Hej, po prostu się tego wstydzę… - odpisała z uśmiechem.
- Rozumiem, ale dla mnie możesz zaufać. Nikomu nie powiem. Obiecuję.
- No dobra… Moja pasją jest taniec.
- To bardzo fajnie J
-Naprawdę tak myślisz?
-Tak, myślę, że naprawdę masz talent. J
-Miło mi, muszę kończyć. Do usłyszenia J
Wtedy do drzwi zapukał jej tata-Igor.
-Proszę.- powiedziała nastolatka
Tata wszedł do pokoju z dwoma koszulami na wieszakach.
- Zielona, czy niebieska ?
-Niebieska – odpowiedziała z uśmiechem
-Też tak myślę. Za 10 minut zejdż na dół, jak wiesz, jedziemy na lotnisko.
-Nie ma sprawy.
Igor zamknął drzwi, a dziewczyna wstała i popatrzyła w lusterko. Pomyślała : „ A może jednak nie jestem ofermą…” Zeszła na dół i podeszła do mamy.
-Posprzątałaś i przyszykowałaś pokój dla Belli i Mike’a ?- zapytała mama
-Tak, jasne. Jest w sam raz dla niej J
-Możecie wchodzić do samochodu. – Powiedział tata z góry.
Marlena poszła do samochodu jako pierwsza, uchyliła okno w samochodzie. Tata razem z mamą o czymś rozmawiali, ale nie wiadomo o czym. Dziewczyna słyszała tylko : …ale kiedy?...ja mam wolne we czwartek… w takim razie we czwartek… Nie wiedziała tylko o co chodzi. Rodzice wyszli z domu i wsiedli do pojazdu. Wyruszyli. W trakcie jazdy samochód prowadził mężczyzna. Oczywiście radio również było włączone. W pewnym momencie dziewczyna usłyszała w radiu : „Uwaga, uwaga ! 20 lutego w Warszawie odbędzie się casting. Casting do nowego programu telewizyjnego o nazwie : „Dance is life !” Wszystkich utalentowanych tanecznie zapraszamy do stolicy o godzinie 14.00 w Pałacu Kultury. Możesz przyjść jako solista, jak i w grupie. Zapraszamy !” Nastolatka od razu odblokowała swoją komórkę i napisała to wszystko w notatce. Kiedy byli już na miejscu, zaparkowali w idealnym miejscu. Kiedy Marlena wychodziła z samochodu, zobaczyła jak jej kuzynka się wywróciła na pewnego chłopaka. Roześmiała się. Igor podbiegł do samolotu, do Belli. Wziął jej bagaże, a ona sama przyszła do nas, jednak Marlena podbiegła jeszcze do niej i ją przytuliła.
-Hej- przywitała się Marlenka.
-Hej… miażdżysz mi płuca – odpowiedziała, jakby nie miała już powietrza w płucach.
- Sorry, dobrze , że już jesteś. A gdzie jest Oliverek?
- -Aha, No tak. O to chodzi, że on na lotnisku zmienił zdanie, postanowił, że nie chce lecieć samolotem, bo się boi.
-Aha, szkoda, że go nie poznam „na żywo”. No cóż bywa.
Dziewczyny poszły dalej do Melody.
- No i wszystkiego najlepszego !!! – powiedziała Bella. – Oto i mój prezent…
- Jejuś …. Jaka słodka … - Marlena przykucnęła nad pieskiem

- Hej słonko – przywitała się ciocia z Bellą.

- Hej ciociu
- Mamo …. – zaczęła mówić jubilatka i spojrzała na pieska.

- Tak wiem. – przerwała jej. – ciocia Annie już dzwoniła do mnie i o wszystkim z tatą wiedzieliśmy. – uśmiechnęła się.

- I nic mi nie powiedzieliście? – spytała zapatrzona w nowym przyjacielu.

- No, bo to nie byłaby niespodzianka. – wtrąciła się kuzynka
-A gdzie jest Oliverek ? – zapytała zaciekawiona mama
- Bał się przylecieć – powiedziały obie jednocześnie, po czym się uśmiechnęły do siebie J
Bella , co jakiś czas się oglądała, nie wiadomo za kim. Nawet przed wejściem do samochodu pomachała do kolesia , na którego przez przypadek, upadła przy wyjściu z samolotu. Widać było, że była zmęczona po podróży. Ciągle ziewała.
-Mamo , zgłośnisz radio ? – odezwała się wreszcie Marlena po milczeniu innych. Popatrzyła na kuzynkę i pomyślała : „ Ona naprawdę tęskni za przyjaciółmi ze szkoły i z osiedla”. Młodsza kuzynka postanowiła się do niej odezwać :
- Co to był za chłopak ?
- Co? – odpowiedziała zmęczona
-- No …co to był za chłopak ,który pomógł ci wstać na schodach i do którego pomachałaś ?
- Ach … to Louis.
-Louis… - powtórzyła młodsza
Na koniec piosenki, która leciała w radiu, Marlenka zapytała :
-Masz chłopaka?
-Nie, nie mam.
-Sądziłam , że taka dziewczyna ja Ty ma chłopaka… - pytająca nie dokończyła, dotarło do niej, że te zdanie nie było potrzebne. – Przepraszam, że Cię… obraziłam.
- Nic się nie stało. Po prostu nie rozmawiajmy o tym … Okey ?
-Okey – uśmiechając się odpowiedziała – wiesz… zauważyłam, że Mike jest jakoś szczególnie do ciebie przywiązany. Wtedy Marlena popatrzyła na szczeniaka.
- Tak … jest moim najlepszym przyjacielem i … jesteśmy nierozłączni. – Odpowiedziała z dumą.
- Jak ci minęła podróż ? – przerwała im rozmowę Melody
- Była męcząca. Ogólnie to musiałam oddać pieski do innej części samolotu. Na szczęście mój tato pracuje w tych liniach lotniczych i mogłam dostać się do nich przez pokład. A tak to pisałam maile z przyjaciółką. A potem rozmawiałam z takim moim kolegą, którego poznałam w czasie tej podróży …
- Wujku ? Ile jeszcze będziemy jechać ? – szesnastolatka zwróciła się do Igora
- Niedługo. Około 40 minut. Widać, że jesteś bardzo zmęczona. – odpowiedział
Po niedługim czasie kuzynka zasnęła…
- Dobrze że wstałaś … zbliżamy się do mojego domu. – myśli Belli przerwała Marlena
Tata brunetki zaparkował przed domem.
_______________________________________________________
Wiem, że za bardzo nie chciało się wam tego czytać, ale jak się rozpiszę to nie umiem przestać :)
Prosiłabym o komentarze :]


"Z życia Belli"

Rozdział II
Samolotem leciałam długo. Celem podróży było miasto Warszawa . Musiałam oddać moich małych przyjaciół do oddzielnej kabiny dla zwierząt. Na szczęście mój tato pracuje w tych liniach lotniczych i dowiedziałam się, że moje pieski zostaną mi oddane jeszcze przed lądowaniem. Siedziałam tak z laptopem na kolanach i pisałam maila do Marleny. W tym czasie chłopak siedzący obok, o dziwo, zagadał do mnie.

- Hej. – tylko tyle. Tylko tyle wystarczyło alby odwrócić moją uwagę od maila. Popatrzyłam na niego. – Do kogo tak piszesz ? – spytał i uśmiechną się.

Zrobiło mi się bardzo miło. Rzadko miałam szczęście gadać tak z chłopakami. Zazwyczaj u mnie w szkole normalni chłopcy nie zwracali na mnie uwagi. Normalni czyli tacy jak Mathew lub William, ale oni byli tylko moimi przyjaciółmi. Inni chłopcy tylko zaczepiali mnie głupimi gadkami w stylu : „ Co u ciebie maleńka ? ” albo „ Wpadłaś mi w oko mała”. Albo w mojej starej szkole były same przygłupy albo wszyscy chłopacy byli i są tacy sami. On jednak wydawał się być sympatyczny.

- Piszę do mojej … przyjaciółki … - dopiero teraz dotarło do mnie że tan chłopak rozmawiał ze mną po Polsku. Też się do niego uśmiechnęłam. – Mówisz po polsku ! – palnęłam.

- Tak … a co ? – zdziwił się.

Zrobiło mi się strasznie głupio. Zachowałam się tak jak bym nigdy nie widziała faceta mówiącego po polsku.

- Tak w ogóle to mam na imię Louis. – już drugi raz podczas tej rozmowy mnie zaskoczył.

- Louis … to chyba nie zbyt polskie imię. – znowu palnęłam gafę. Co mi przyszło do głowy …

- No tak … bo moja mama jest amerykanką ,a tata polakiem. Tak ogólnie to mieszkam w Ameryce. A ty jak masz na imię ? – spytał

- Bella. – oświadczyłam. Ciekawiło mnie to, że jeśli mieszka w Ameryce dlaczego leci w ciągu roku szkolnego do Polski, nie chciałam jednak wnikać w takie szczegóły.

- Z jakiego kraju pochodzisz ? – spytał tak jak by chodziło o coś bardzo ciekawego.

- Z Ameryki Północnej, tak dokładnie to ze Seattle. – odpowiedziałam.

- Ja mieszkam nie daleko w Portland. Wiesz bardzo dobrze rozmawiasz po Polsku jak na amerykankę. – stwierdził.

- Mam w Polsce rodzinę. – wytłumaczyłam się.

Od naszego poznania się minęło już około półtora godziny. W tym czasie dużo się o nim dowiedziałam. Na przykład to,że ma 18 lat i że ma brata Max’a który jest w moim wieku.

- Sorry że tak pytam ale masz chłopaka ? – spytał.

- Nic nie szkodzi. Nie, nie mam …. A ty masz dziewczynę ?

- Nie …. Też nie mam – odpowiedział zauważalnie zadowolony.

Do końca naszej podróży cały czas gadaliśmy, gadaliśmy o przeróżnych rzeczach. Wymieniliśmy się nawet numerami telefonów.

Naszą rozmowę przerwała stewardessa oznajmiając, że nasza podróż dobiega końca i zbliżamy się do lądowania.

- Szkoda że nie możemy dłużej pogadać – powiedział gdy lądowaliśmy. – Jesteś wyjątkową dziewczyną.

W tym czasie Pan James, kolega taty, przyniósł mi pieski. Dopiero na dole schodów puściłam je wolno. Niestety, byłam taką niezdarą, że schodząc ześlizgnęłam się po schodkach i poleciałam do tyłu na Louisa. Na szczęście mnie złapał. Gdy się rozejrzałam zauważyłam ,że Marlena właśnie na mnie patrzyła i zaczęła się śmiać. Zarumieniłam się. Spojrzałam na Mike’go. Patrzył na mnie tak jak by chciał spytać „Nic się nie stało?”. Wujek Igor czekał na mnie na dole.

-Ty idż do reszty a ja pójdę na lotnisko po twoje bagaże. – powiedział. Rozejrzałam się. Teraz nigdzie ich nie widziałam. – Stoją tam –powiedział i wskazał palcem na duży granatowy samochód.

Gdy zbliżałam się do cioci i Marleny, pieski szły dzielnie koło mnie. Nagle ktoś mnie przytulił.

- Hej.- Odezwała się Marlena.

- Hej … miażdżysz mi płuca. – gdyby nie to, że byłam od niej trochę wyższa zmiażdżyłaby mi też głowę.

- Sorry, dobrze że już jesteś. A gdzie się podział Oliverek?
-Aha, No tak. O to chodzi, że on na lotnisku zmienił zdanie, postanowił, że nie chce lecieć samolotem, bo się boi.
-Ahaa, szkoda, że go nie poznam „na żywo”. No cóż bywa. – powiedziała dziewczyna, po czym szły dalej do Melody.
 - No i wszystkiego najlepszego !!! – powiedziałam. Już wcześniej powiedziałam Deasy że będzie miała nową właścicielkę, więc od razu do niej podbiegła. – Oto i mój prezent…

- Jejuś …. Jaka słodka … - powiedziała i przykucnęła przed pieskiem.

- Hej słonko – ciocia podeszła do nas i też mnie przytuliła, ale nie tak mocno jak moja siostra.

- Hej ciociu – przywitałam się grzecznie.

- Mamo …. – zaczęła mówić Marlena i spojrzała na pieska.

- Tak wiem. – przerwała jej. – ciocia Annie już dzwoniła do mnie i o wszystkim z tatą wiedzieliśmy. – uśmiechnęła się.

- I nic mi nie powiedzieliście? – spytała zapatrzona w nowym przyjacielu.

- No, bo to nie byłaby niespodzianka. – wytłumaczyłam jej.

Rozejrzałam się żeby jeszcze ostatni raz zobaczyć chłopaka poznanego w samolocie. O dziwo właśnie do mnie machał. Odmachałam mu i wsiadłyśmy do samochodu. Czekałyśmy na wujka niecałe 5 minut. Gdy w końcu moje bagaże były w środku bagażnika wyjechaliśmy. Strasznie mi się chciało spać. Podróż samolotem zawsze mnie męczyła.

Marlena, nasze pieski i ja siedzieliśmy z tyłu, a ciocia i wujek z przodu.

- Mamo. Zgłośnisz radio ? – Marlena przerwała ciszę trwającą 2 minuty. Nie byłam nigdy gadatliwą osobą, nie wiedziałam więc jak zacząć rozmowę na jakikolwiek temat, nawet z Marleną.

Patrzyłam przez okno. Właśnie zaczęło padać. Myślałam o moich znajomych ze Seattle. Czy kiedykolwiek ich jeszcze zobaczę ? Trudno mi było teraz podać odpowiedź.

- Co to był za chłopak ? – zwróciła się do mnie.

- Co ? - Musiały miną 3 sekundy żebym zorientowała się, że chodzi o Louisa. To pewnie dla tego, że byłam taka zaspana.

- No …co to był za chłopak ,który pomógł ci wstać na schodach i do którego pomachałaś ?

- Ach … to Louis.

- Louis – powtórzyła. Przez jakiś czas było słychać tylko muzykę wychodzącą z radia. Nie wiem czy to było zamierzone, ale gdy tylko piosenka się skończyła spytała: - Masz chłopaka ?

Czy każdy musiał o to pytać ? Najpierw miły chłopak którego poznałam w samolocie, a teraz moja własna siostra.

- Nie, nie mam – odpowiedziałam szorstko. Nigdy nie byłam taka niemiła ,ale teraz naprawdę się wkurzyłam. Bolało mnie to, że każdy o to pytał. Nie był to mój ulubiony temat rozmów.

- Sądziłam że taka dziewczyna jak Ty, ma chłopaka… – nie dokończyła ,bo zauważyła moją twarz na której malował się ból. Tak, czułam silny ból w sercu. Nie fizyczny tylko psychiczny. To nie była moja wina, że żaden normalny chłopak się mną nie interesował.

- Przepraszam, że Cię … obraziłam. – powiedziała. Po tonie jej głosu rozpoznałam, że naprawdę jest jej przykro.

- Nic się nie stało. Po prostu nie rozmawiajmy o tym … Okey ? – poprosiłam ją

- Okey … - powiedziała i uśmiechnęła się. – wiesz … zauważyłam, że Mike jest jakoś szczególnie do ciebie przywiązany – powiedziała i popatrzyła na śpiącego na moich kolanach szczeniaka.

- Tak … jest moim najlepszym przyjacielem i … jesteśmy nierozłączni. – powiedziałam i go pogłaskałam.

Naprawdę uważałam go za małego najlepszego przyjaciela. On chyba mnie też, bo nigdy ode mnie nie uciekał, nawet na spacerach trzymał się mnie i …

- Jak ci minęła podróż ? – moje przemyślenia przerwała ciocia Melody.

- Była męcząca. Ogólnie to musiałam oddać pieski do innej części samolotu. Na szczęście mój tato pracuje w tych liniach lotniczych i mogłam dostać się do nich przez pokład. A tak to pisałam maile z przyjaciółką. A potem rozmawiałam z takim moim kolegą, którego poznałam w czasie tej podróży …

Gdy skończyłam opowiadać spojrzałam na zegar. Była 18:30 czasu polskiego. W Seattle byłaby 12:30am. Strasznie chciało mi się spać.
- Wujku ? Ile jeszcze będziemy jechać ? – spytałam ziewając.

- Niedługo. Około 40 minut. Widać, że jesteś bardzo zmęczona. – powiedział.

Nagle zrobiło się strasznie ciemno. Szłam ulicą. Sama nie wiedziałam jaką. Znienacka coś ciemnego mignęło mi przed oczami. Strasznie się bałam. Idąc tak ciemną ulicą i oglądając się co chwilę na boki i do tyłu by sprawdzić czy nic się na mnie nie czai, usłyszałam przeraźliwy krzyk jak z horroru.

Znalazłam się z powrotem w samochodzie.

- Dobrze że wstałaś … zbliżamy się do mojego domu – powiedziała Marlena.

Okazało się, że zasnęłam. Widziałam jak przez mgłę, ale dostrzegłam ,że moja siostra trzyma coś srebrnego w ręku. Wydawało mi się, że są to klucze od domu. Najwidoczniej ciocia musiała je wręczyć córce gdy spałam. Wyjrzałam przez okno. Jechaliśmy właśnie uliczką pomiędzy domkami. W pewnym momencie samochód się zatrzymał przy średniej wielkości domu z czerwonym dachem i wielkim ogrodem. 
_____________________________________________________________
Dzięki wielkie za przeczytanie. Prosimy o komentarze ;D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz