"Z życia Marleny"
Rozdział II
Marlena z Wiktorią zaczęły rozmawiać na
temat, na który prawie każda dziewczyna rozmawia : o chłopakach. Wiki zaczęła:
-Wiesz podoba mi się taki jeden
chłopak...
-Jaki, powiedz jaki...-przerwała
zaciekawiona piętnastolatka.
-Ma na imię ... ma na imię Damian.
-Oh, to fantastycznie, że się w kimś
zakochałaś :)
-Taak...-odpowiedziała smutnym głosem
-Dlaczego straciłaś humor ?
-Bo wiesz...on ma już dziewczynę. Widziałam
jak się z nią całuje...
-Kogo?
-Tą wiesz... Paulinę z klasy 3d.Ona
myśli, że jest najpiękniejsza na świecie i że ją każdy lubi, a jej
"przyjaciółki" obgadują ja na okrągło. Słyszałam...
-...
-On mnie nawet nie zna i za pewne nigdy
nie pozna.
-Będzie dobrze, zobaczysz.
-Może masz rację :) Teraz Twoja kolej.
-Okeej...Więc tak...Ma na imię
Marek..taki śliczny niebieskooki blondyn...
-Uuu...Czuję, że będziemy mieć nową parę
w szkole :D
-Nie, no coś Ty...co prawda, nie ma
dziewczyny, ale...
-Ale co ...?
-Ja , to taka niezdarna dziewczyna,
której nikt nie zauważy...
-Wcale nie, jesteś bardzo ładna i ...w
takiej czekoladowookiej brunetce na pewno się ktoś zakocha. Może to nie będzie
Marek, ale na pewno jakiś extra chłopak, który Ci się spodoba. Choć może to być
nawet Marek.
-Ahh...abyś miała rację ;]
-Po długiej rozmowie nastolatki poszły na
podwórko, aby pojeżdzić na deskorolkach .
Niestety podczas przejażdżki Marlena
zaliczyła wpadkę. Wywaliła się. Miała dość głęboko rozciętą skórę w okolicach
dłoni. Nie mogła powstrzymać bólu. Krew spływała na chodnik. W pewnym momencie
, nie wiadomo skąd , pojawił się na miejscu zdarzenia , chłopak. Pomógł wstać
dziewczynie. Zapytał :
-Nic Ci nie jest ? Jestem Marek.
Marlena wytrzeszczyła oczy, gdyż była
bardzo zaskoczona widokiem jakiegokolwiek chłopaka.
-Nie, nic mi nie jest...Yyy...Miło mi. Ja
mam na imię Marlena.
-Widzę, że bardzo krwawisz... Pojadę z
Tobą do szpitala. Jest nie daleko. Tylko 4 przystanki stąd.
-Nie, nie trzeba. Naprawdę.
-Zawież ją. - Wtrąciła się Wiktoria
patrząc na Marlenę z myślą : "Nie ma za co :)"
Marek podniósł Marlenę biorąc ją za rękę,
a przyjaciółka wzięła jej deskorolkę. Wszyscy razem poszli na przystanek. Po
ok. 5 - minutach zjawił się autobus. Kiedy byli już w pokoju doktora, doktor
opatrzył jej ranę i zabandażował ją. Po wszystkim wrócili znów na osiedle. Gdy
byli już pod domem Wiki, dziewczyna się z nimi pożegnała, oddała deskorolkę i
weszła do domu. Nastolatkowie poszli dalej. Marlena odezwała się do Marka:
- Dziękuję Ci
-Nie, to ja dziękuję.
-Za co ?
- Za to, że mogłem poznać taką uroczą
dziewczynę jak Ty... Przepraszam, poniosło mnie ...
-Nie ma sprawy - powiedziała uśmiechając się
-A i czy mógłbym prosić Cię o numer
telefonu ?
-Yyy...jasne.
Brunetka podała numer chłopakowi.
Szli dalej, a Marek ciągną rozmowę:
-Nigdy nie widziałem, aby dziewczyny
jeżdziły na deskorolce.
-Wiem, ale ja i Wika to
takie...skateciary...nie lalunie... wiesz, wolę trampki niż szpilki ...
-Rozumiem, jesteście oryginalne ;)
-hhahahahaha, można tak powiedzieć...
-Przyjażnicie się?
-Kto? Ja i Wiki ?
-Tak
-Tak, przyjażnimy się od pierwszej klasy
podstawówki:) A Ty masz przyjaciela od "małego"?
-Jasne,ma na imię Damian.
-Fajnie mieć takiego przyjaciela, bo w
końcu możesz na niego liczyć i na nim polegać ...
-Prawda, prawda... - powiedział
zatrzymując się. Marlena również automatycznie się zatrzymała.
Popatrzył jej w oczy i powiedział:
-Jesteś taka...taka tajemnicza...
Marlena przygryzając wargę i jednocześnie
uśmiechając się opuściła głowę i patrzyła na swoje trampki.
-Czemu tak uważasz?
-Bo...nie wiem..., masz takie oczy,
jakbyś... nie wiem...jakbyś miała ukryte hobby czy coś.
Dziewczyna była zakłopotana. Było to
widać po oczach. Bała się, że ktoś się dowie o jej ukrytej pasji.Wie tylko
Wiki, jej rodzice i jej kuzynka Bella.
-Co Cię nie pokoii?
-Nic, muszę już iść. Dziewczyna stanęła
na deskę i podjechała trochę i weszła do domu. Marek, śledząc ją wzrokiem, był
zdziwiony jej zachowaniem. Sam poszedł do domu i obmyślał o co jej chodziło. Myślał
ciągle o niej i o jej ukrytej pasji.
Kiedy Marlena weszła do domu , od razu
pobiegła na górę, do pokoju. Popatrzyła na ekran komórki. Ujrzała godzinę 14.34
Pomyślała : " Jeszcze godzina, a
będę wyjeżdżać z tatą na lotnisko..."
Włączyła muzykę : popatrzyła w lusterka
i... zaczęła tańczyć. Czuła się jak w siódmym niebie. Jej nogi zachowywały się
jakby były własnością najlepszej tancerki na świecie. Ona cała wydawała się
wogle inną dziewczyną. Kiedy piosenka Justina się skończyła , nastolatka
podeszła do okna i otworzyła balkon, gdyż było jej bardzo gorąco. Wzięła swoje
duże słuchawki , podłączyła je do komórki i zaczęła słuchać muzyki.Jej głowa i
noga machała się w rytmie muzyki. Tymczasem Marek wrócił do domu, położył się na łóżku i o niej
obmyślał. Postanowił wyjść na spacer. Szedł drogą, którą szedł razem z Marleną.
W tym samym czasie brązowooka znów zaczęła tańczyć, lecz tym razem w
wolniejszym rytmie, a dokładnie przy piosence .Okazało się, że sprawdza się nie
tylko w hip-hop’ie, ale i w jazzie. Podczas tańca, Marek szedł dalej. Nagle
usłyszał smutną piosenkę. Był tym zaciekawiony. Doszedł już z czasem skąd te
głosy dochodzą. Dochodziły one z jej pokoju. Marek patrząc w balkon, a
właściwie na tańczącą dziewczynę. Nie mógł uwierzyć własnym oczom. Ona taczy !
I to nie byle jak... Ona tańczy fantastycznie ! Chłopak uśmiechnął się samo do
siebie i pobiegł do domu. Od razu wpadł do pokoju i wziął z biurka telefon
komórkowy. Napisał do dziewczyny sms'a. Marlena znów popatrzyła na zegarek,
godzina 15,22. "Muszę już zacząć się szykować." - pomyślała. Otworzyła
szafę i wyciągnęła niezapinaną bluzę z kapturem kolory morskiego z napisem
:"Skate". Założyła również niebieskie trampki. Brunetka usłyszała
dżwięk sms'a. Przeczytała go:
-Hej Marlenka, to ja Marek. Ciągle myślę
o Tobie. Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć co jest Twoją skrytą pasją ?
Pierwsza myśl dziewczyny po przeczytaniu
wiadomości : „ Marlenka? Myślę o Tobie?”
-Hej, po prostu się tego wstydzę… -
odpisała z uśmiechem.
- Rozumiem, ale dla mnie możesz zaufać.
Nikomu nie powiem. Obiecuję.
- No dobra… Moja pasją jest taniec.
- To bardzo fajnie J
-Naprawdę tak myślisz?
-Tak, myślę, że naprawdę masz talent. J
-Miło mi, muszę kończyć. Do usłyszenia J
Wtedy do drzwi zapukał jej tata-Igor.
-Proszę.- powiedziała nastolatka
Tata wszedł do pokoju z dwoma koszulami
na wieszakach.
- Zielona, czy niebieska ?
-Niebieska – odpowiedziała z uśmiechem
-Też tak myślę. Za 10 minut zejdż na dół,
jak wiesz, jedziemy na lotnisko.
-Nie ma sprawy.
Igor zamknął drzwi, a dziewczyna wstała i
popatrzyła w lusterko. Pomyślała : „ A może jednak nie jestem ofermą…” Zeszła
na dół i podeszła do mamy.
-Posprzątałaś i przyszykowałaś pokój dla
Belli i Mike’a ?- zapytała mama
-Tak, jasne. Jest w sam raz dla niej J
-Możecie wchodzić do samochodu. –
Powiedział tata z góry.
Marlena poszła do samochodu jako
pierwsza, uchyliła okno w samochodzie. Tata razem z mamą o czymś rozmawiali,
ale nie wiadomo o czym. Dziewczyna słyszała tylko : …ale kiedy?...ja mam wolne
we czwartek… w takim razie we czwartek… Nie wiedziała tylko o co chodzi.
Rodzice wyszli z domu i wsiedli do pojazdu. Wyruszyli. W trakcie jazdy samochód
prowadził mężczyzna. Oczywiście radio również było włączone. W pewnym momencie dziewczyna
usłyszała w radiu : „Uwaga, uwaga ! 20 lutego w Warszawie odbędzie się casting.
Casting do nowego programu telewizyjnego o nazwie : „Dance is life !”
Wszystkich utalentowanych tanecznie zapraszamy do stolicy o godzinie 14.00 w
Pałacu Kultury. Możesz przyjść jako solista, jak i w grupie. Zapraszamy !”
Nastolatka od razu odblokowała swoją komórkę i napisała to wszystko w notatce.
Kiedy byli już na miejscu, zaparkowali w idealnym miejscu. Kiedy Marlena
wychodziła z samochodu, zobaczyła jak jej kuzynka się wywróciła na pewnego
chłopaka. Roześmiała się. Igor podbiegł do samolotu, do Belli. Wziął jej bagaże,
a ona sama przyszła do nas, jednak Marlena podbiegła jeszcze do niej i ją
przytuliła.
-Hej- przywitała się Marlenka.
-Hej… miażdżysz mi płuca – odpowiedziała,
jakby nie miała już powietrza w płucach.
- Sorry, dobrze , że już jesteś. A gdzie
jest Oliverek?
- -Aha, No tak. O to chodzi, że on na
lotnisku zmienił zdanie, postanowił, że nie chce lecieć samolotem, bo się boi.
-Aha, szkoda, że go nie poznam „na żywo”.
No cóż bywa.
Dziewczyny poszły dalej do Melody.
- No i wszystkiego najlepszego !!! –
powiedziała Bella. – Oto i mój prezent…
- Jejuś …. Jaka słodka … - Marlena
przykucnęła nad pieskiem
- Hej słonko – przywitała się ciocia z
Bellą.
- Hej ciociu
- Mamo …. – zaczęła mówić jubilatka i
spojrzała na pieska.
- Tak wiem. – przerwała jej. – ciocia
Annie już dzwoniła do mnie i o wszystkim z tatą wiedzieliśmy. – uśmiechnęła
się.
- I nic mi nie powiedzieliście? – spytała
zapatrzona w nowym przyjacielu.
- No, bo to nie byłaby niespodzianka. –
wtrąciła się kuzynka
-A gdzie jest Oliverek ? – zapytała
zaciekawiona mama
- Bał się przylecieć – powiedziały obie
jednocześnie, po czym się uśmiechnęły do siebie J
Bella , co jakiś czas się oglądała, nie
wiadomo za kim. Nawet przed wejściem do samochodu pomachała do kolesia , na którego
przez przypadek, upadła przy wyjściu z samolotu. Widać było, że była zmęczona
po podróży. Ciągle ziewała.
-Mamo , zgłośnisz radio ? – odezwała się
wreszcie Marlena po milczeniu innych. Popatrzyła na kuzynkę i pomyślała : „ Ona
naprawdę tęskni za przyjaciółmi ze szkoły i z osiedla”. Młodsza kuzynka postanowiła
się do niej odezwać :
- Co to był za chłopak ?
- Co? – odpowiedziała zmęczona
-- No …co to był za chłopak ,który pomógł
ci wstać na schodach i do którego pomachałaś ?
- Ach … to Louis.
-Louis… - powtórzyła młodsza
Na koniec piosenki, która leciała w
radiu, Marlenka zapytała :
-Masz chłopaka?
-Nie, nie mam.
-Sądziłam , że taka dziewczyna ja Ty ma
chłopaka… - pytająca nie dokończyła, dotarło do niej, że te zdanie nie było
potrzebne. – Przepraszam, że Cię… obraziłam.
- Nic się nie stało. Po prostu nie
rozmawiajmy o tym … Okey ?
-Okey – uśmiechając się odpowiedziała –
wiesz… zauważyłam, że Mike jest jakoś
szczególnie do ciebie przywiązany. Wtedy Marlena popatrzyła na szczeniaka.
- Tak … jest moim najlepszym przyjacielem
i … jesteśmy nierozłączni. – Odpowiedziała z dumą.
- Jak ci minęła podróż ? – przerwała im
rozmowę Melody
- Była męcząca. Ogólnie to musiałam oddać
pieski do innej części samolotu. Na szczęście mój tato pracuje w tych liniach
lotniczych i mogłam dostać się do nich przez pokład. A tak to pisałam maile z
przyjaciółką. A potem rozmawiałam z takim moim kolegą, którego poznałam w
czasie tej podróży …
- Wujku ? Ile jeszcze będziemy jechać ? –
szesnastolatka zwróciła się do Igora
- Niedługo. Około 40 minut. Widać, że
jesteś bardzo zmęczona. – odpowiedział
Po niedługim czasie kuzynka zasnęła…
- Dobrze że wstałaś … zbliżamy się do
mojego domu. – myśli Belli przerwała Marlena
Tata brunetki zaparkował przed domem.
_______________________________________________________
Wiem, że za bardzo nie chciało się wam tego czytać, ale jak się rozpiszę to nie umiem przestać :)
Prosiłabym o komentarze :]
"Z życia Belli"
Rozdział II
Samolotem leciałam długo. Celem podróży
było miasto Warszawa . Musiałam oddać moich małych
przyjaciół do oddzielnej kabiny dla zwierząt. Na szczęście mój tato pracuje w
tych liniach lotniczych i dowiedziałam się, że moje pieski zostaną mi oddane
jeszcze przed lądowaniem. Siedziałam tak z laptopem na kolanach i pisałam maila
do Marleny. W tym czasie chłopak siedzący obok, o dziwo, zagadał do mnie.
- Hej. – tylko tyle. Tylko tyle
wystarczyło alby odwrócić moją uwagę od maila. Popatrzyłam na niego. – Do kogo
tak piszesz ? – spytał i uśmiechną się.
Zrobiło mi się bardzo miło. Rzadko miałam
szczęście gadać tak z chłopakami. Zazwyczaj u mnie w szkole normalni chłopcy
nie zwracali na mnie uwagi. Normalni czyli tacy jak Mathew lub William, ale oni
byli tylko moimi przyjaciółmi. Inni chłopcy tylko zaczepiali mnie głupimi
gadkami w stylu : „ Co u ciebie maleńka ? ” albo „ Wpadłaś mi w oko mała”. Albo
w mojej starej szkole były same przygłupy albo wszyscy chłopacy byli i są tacy
sami. On jednak wydawał się być sympatyczny.
- Piszę do mojej … przyjaciółki … -
dopiero teraz dotarło do mnie że tan chłopak rozmawiał ze mną po Polsku. Też
się do niego uśmiechnęłam. – Mówisz po polsku ! – palnęłam.
- Tak … a co ? – zdziwił się.
Zrobiło mi się strasznie głupio.
Zachowałam się tak jak bym nigdy nie widziała faceta mówiącego po polsku.
- Tak w ogóle to mam na imię Louis. – już
drugi raz podczas tej rozmowy mnie zaskoczył.
- Louis … to chyba nie zbyt polskie imię.
– znowu palnęłam gafę. Co mi przyszło do głowy …
- No tak … bo moja mama jest amerykanką ,a
tata polakiem. Tak ogólnie to mieszkam w Ameryce. A ty jak masz na imię ? –
spytał
- Bella. – oświadczyłam. Ciekawiło mnie
to, że jeśli mieszka w Ameryce dlaczego leci w ciągu roku szkolnego do Polski,
nie chciałam jednak wnikać w takie szczegóły.
- Z jakiego kraju pochodzisz ? – spytał
tak jak by chodziło o coś bardzo ciekawego.
- Z Ameryki Północnej, tak dokładnie to
ze Seattle. – odpowiedziałam.
- Ja mieszkam nie daleko w Portland.
Wiesz bardzo dobrze rozmawiasz po Polsku jak na amerykankę. – stwierdził.
- Mam w Polsce rodzinę. – wytłumaczyłam
się.
Od naszego poznania się minęło już około
półtora godziny. W tym czasie dużo się o nim dowiedziałam. Na przykład to,że ma
18 lat i że ma brata Max’a który jest w moim wieku.
- Sorry że tak pytam ale masz chłopaka ?
– spytał.
- Nic nie szkodzi. Nie, nie mam …. A ty
masz dziewczynę ?
- Nie …. Też nie mam – odpowiedział
zauważalnie zadowolony.
Do końca naszej podróży cały czas
gadaliśmy, gadaliśmy o przeróżnych rzeczach. Wymieniliśmy się nawet numerami
telefonów.
Naszą rozmowę przerwała stewardessa
oznajmiając, że nasza podróż dobiega końca i zbliżamy się do lądowania.
- Szkoda że nie możemy dłużej pogadać –
powiedział gdy lądowaliśmy. – Jesteś wyjątkową dziewczyną.
W tym czasie Pan James, kolega taty,
przyniósł mi pieski. Dopiero na dole schodów puściłam je wolno. Niestety, byłam
taką niezdarą, że schodząc ześlizgnęłam się po schodkach i poleciałam do tyłu
na Louisa. Na szczęście mnie złapał. Gdy się rozejrzałam zauważyłam ,że Marlena
właśnie na mnie patrzyła i zaczęła się śmiać. Zarumieniłam się. Spojrzałam na
Mike’go. Patrzył na mnie tak jak by chciał spytać „Nic się nie stało?”. Wujek
Igor czekał na mnie na dole.
-Ty idż do reszty a ja pójdę na lotnisko
po twoje bagaże. – powiedział. Rozejrzałam się. Teraz nigdzie ich nie
widziałam. – Stoją tam –powiedział i wskazał palcem na duży granatowy samochód.
Gdy zbliżałam się do cioci i Marleny,
pieski szły dzielnie koło mnie. Nagle ktoś mnie przytulił.
- Hej.- Odezwała się Marlena.
- Hej … miażdżysz mi płuca. – gdyby nie
to, że byłam od niej trochę wyższa zmiażdżyłaby mi też głowę.
- Sorry, dobrze że już jesteś. A gdzie
się podział Oliverek?
-Aha, No tak. O to chodzi, że on na
lotnisku zmienił zdanie, postanowił, że nie chce lecieć samolotem, bo się boi.
-Ahaa, szkoda, że go nie poznam „na
żywo”. No cóż bywa. – powiedziała dziewczyna, po czym szły dalej do Melody.
-
No i wszystkiego najlepszego !!! – powiedziałam. Już wcześniej powiedziałam
Deasy że będzie miała nową właścicielkę, więc od razu do niej podbiegła. – Oto
i mój prezent…
- Jejuś …. Jaka słodka … - powiedziała i
przykucnęła przed pieskiem.
- Hej słonko – ciocia podeszła do nas i
też mnie przytuliła, ale nie tak mocno jak moja siostra.
- Hej ciociu – przywitałam się grzecznie.
- Mamo …. – zaczęła mówić Marlena i
spojrzała na pieska.
- Tak wiem. – przerwała jej. – ciocia Annie
już dzwoniła do mnie i o wszystkim z tatą wiedzieliśmy. – uśmiechnęła się.
- I nic mi nie powiedzieliście? – spytała
zapatrzona w nowym przyjacielu.
- No, bo to nie byłaby niespodzianka. –
wytłumaczyłam jej.
Rozejrzałam się żeby jeszcze ostatni raz
zobaczyć chłopaka poznanego w samolocie. O dziwo właśnie do mnie machał.
Odmachałam mu i wsiadłyśmy do samochodu. Czekałyśmy na wujka niecałe 5 minut.
Gdy w końcu moje bagaże były w środku bagażnika wyjechaliśmy. Strasznie mi się
chciało spać. Podróż samolotem zawsze mnie męczyła.
Marlena, nasze pieski i ja siedzieliśmy z
tyłu, a ciocia i wujek z przodu.
- Mamo. Zgłośnisz radio ? – Marlena
przerwała ciszę trwającą 2 minuty. Nie byłam nigdy gadatliwą osobą, nie
wiedziałam więc jak zacząć rozmowę na jakikolwiek temat, nawet z Marleną.
Patrzyłam przez okno. Właśnie zaczęło
padać. Myślałam o moich znajomych ze Seattle. Czy kiedykolwiek ich jeszcze
zobaczę ? Trudno mi było teraz podać odpowiedź.
- Co to był za chłopak ? – zwróciła się
do mnie.
- Co ? - Musiały miną 3 sekundy żebym
zorientowała się, że chodzi o Louisa. To pewnie dla tego, że byłam taka
zaspana.
- No …co to był za chłopak ,który pomógł
ci wstać na schodach i do którego pomachałaś ?
- Ach … to Louis.
- Louis – powtórzyła. Przez jakiś czas
było słychać tylko muzykę wychodzącą z radia. Nie wiem czy to było zamierzone,
ale gdy tylko piosenka się skończyła spytała: - Masz chłopaka ?
Czy każdy musiał o to pytać ? Najpierw
miły chłopak którego poznałam w samolocie, a teraz moja własna siostra.
- Nie, nie mam – odpowiedziałam szorstko.
Nigdy nie byłam taka niemiła ,ale teraz naprawdę się wkurzyłam. Bolało mnie to,
że każdy o to pytał. Nie był to mój ulubiony temat rozmów.
- Sądziłam że taka dziewczyna jak Ty, ma
chłopaka… – nie dokończyła ,bo zauważyła moją twarz na której malował się ból.
Tak, czułam silny ból w sercu. Nie fizyczny tylko psychiczny. To nie była moja
wina, że żaden normalny chłopak się mną nie interesował.
- Przepraszam, że Cię … obraziłam. –
powiedziała. Po tonie jej głosu rozpoznałam, że naprawdę jest jej przykro.
- Nic się nie stało. Po prostu nie
rozmawiajmy o tym … Okey ? – poprosiłam ją
- Okey … - powiedziała i uśmiechnęła się.
– wiesz … zauważyłam, że Mike jest jakoś szczególnie do ciebie przywiązany –
powiedziała i popatrzyła na śpiącego na moich kolanach szczeniaka.
- Tak … jest moim najlepszym przyjacielem
i … jesteśmy nierozłączni. – powiedziałam i go pogłaskałam.
Naprawdę uważałam go za małego
najlepszego przyjaciela. On chyba mnie też, bo nigdy ode mnie nie uciekał,
nawet na spacerach trzymał się mnie i …
- Jak ci minęła podróż ? – moje
przemyślenia przerwała ciocia Melody.
- Była męcząca. Ogólnie to musiałam oddać
pieski do innej części samolotu. Na szczęście mój tato pracuje w tych liniach
lotniczych i mogłam dostać się do nich przez pokład. A tak to pisałam maile z
przyjaciółką. A potem rozmawiałam z takim moim kolegą, którego poznałam w
czasie tej podróży …
Gdy skończyłam opowiadać spojrzałam na
zegar. Była 18:30 czasu polskiego. W Seattle byłaby 12:30am. Strasznie chciało
mi się spać.
- Wujku ? Ile jeszcze będziemy jechać ? –
spytałam ziewając.
- Niedługo. Około 40 minut. Widać, że
jesteś bardzo zmęczona. – powiedział.
Nagle zrobiło się strasznie ciemno. Szłam
ulicą. Sama nie wiedziałam jaką. Znienacka coś ciemnego mignęło mi przed
oczami. Strasznie się bałam. Idąc tak ciemną ulicą i oglądając się co chwilę na
boki i do tyłu by sprawdzić czy nic się na mnie nie czai, usłyszałam
przeraźliwy krzyk jak z horroru.
Znalazłam się z powrotem w samochodzie.
- Dobrze że wstałaś … zbliżamy się do
mojego domu – powiedziała Marlena.
Okazało się, że zasnęłam. Widziałam jak
przez mgłę, ale dostrzegłam ,że moja siostra trzyma coś srebrnego w ręku.
Wydawało mi się, że są to klucze od domu. Najwidoczniej ciocia musiała je
wręczyć córce gdy spałam. Wyjrzałam przez okno. Jechaliśmy właśnie uliczką
pomiędzy domkami. W pewnym momencie samochód się zatrzymał przy średniej
wielkości domu z czerwonym dachem i wielkim ogrodem.
_____________________________________________________________
Dzięki wielkie za przeczytanie. Prosimy o komentarze ;D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz